Anette i Sven


Anette i Sven

Autor: Mirosław Leśniak


Był piątek. Anette podlewała kwiatki w ogrodzie kiedy do jej uszy dobiegł dźwięk przychodzącej wiadomości w komunikatorze. Anette odstawiła konewkę i zerknęła na telefon.

- Hej Anette, może wyskoczymy dzisiaj na imprezę, w Remizie gra DJ Plastique

Zawsze ją rozbawiał, to już chyba piąty raz kiedy próbuje ją poderwać.

- Dobra, będę gotowa na wieczór – odparła.

I tak nie miała planów, a Sven choć głupkowaty, nie był najgorszym towarzyszem.


* * *

Wspinanie się na słupy, stanie na wysięgniku, ciągły, wszechobecny zapach kleju do billboardów. Sven pracował w firmie montującej reklamy na mieście. Po powrocie z pracy jadł kolację, otwierał piwo, włączał telewizor i szedł spać. Tak już od trzech lat, od kiedy wyrzucono go z uczelni.

Dziś jednak było inaczej, dzisiaj wybiera się z Anette do klubu. Będzie muzyka, piwo, znajomi i Anette. To zmienia postać rzeczy, Sven delektował się ekscytacją.


* * *


- Cześć!

- Cześć…

Cmoknęli się po przyjacielsku w policzki. Chwile później podjechała taksówka. Piętnaście minut później stali już pod klubem.

Remiza była ich. Każdy znał każdego, spięcia należały do rzadkości, można było się spokojnie bawić. Po serii zbijania piątek i innych form przywitań, Anette i Sven zamówili po browarku i siedli do stolika.

Track za trackiem, piwo za piwem, papieros za papierosem. Godziny mijały, oboje mieli już trochę dość imprezy, czas było brać taksówkę i wracać.


* * *


Wysiedli pod domem Anette. Latarnia oświetlała jej drewniany domek i jego ogródek.

- Anette… - Zająknął Sven.

- Tak?

- Anette ja bardzo bym chciał… - próbował się wysłowić.

- Bardzo bym chciał Ciebie…

Anette roześmiała się.

- Daj spokój chłopie, upiłeś się, wracaj do domu, jesteśmy tylko przyjaciółmi.

Sven miał już dość. Dzień w dzień tyra jak wół. Ledwo wiąże koniec z końcem. Do tego obsypuje Anette kwiatami przy każdej możliwej okazji. Zasługuje na więcej. Sven czuje jak gotuje mu się w żyłach krew. Mocno chwyta Anette za ramiona.

- Chcę Ciebie… - cedzi przez zaciśnięte zęby.

Anette ogarnia lęk. Wyszarpuje się z chwytu Svena i wbiega na ganek. Otwiera drzwi, wchodzi, zamyka z trzaśnięciem. Wygląda przez okno, Svena już tam nie ma. Szumi jej w głowie. Ma dość alkoholu, głośnej muzyki i Svena. Ubrana rzuca się spać. Zasypia natychmiast.




* * *


Sven zdecydował, że tej nocy posiedzi po prostu na ławce. Samotnie. Nie chciał wracać do domu. Niedaleko była stacja benzynowa, poszedł tam kupić kilka piw. Usiadł na ławce obok domu Anette i rozpaczał pijąc browary. Nie, tak nie może być… myślał. Tyle wysiłku na marne, dwoję się i troję a i tak nikt mnie nie chce…

Od alkoholu wirowało mu już w głowie. Podjął decyzję. Sam weźmie sobie Anette. Należy mu się. Chce sprawiedliwości. Wstaje z ławki, bierze ostatni łyk piwa, rozbija butelkę o asfalt. Chwiejnym krokiem idzie w stronę chatki Anette. Drzwi frontowe są zamknięte. Po kilku szarpnięciach rezygnuje z próby dostania się do domu.

Musi być jakieś inne wejście… - myśli. Obchodzi dom, wchodzi na ogródek. Drzwi do garażu są otwarte, wchodzi do środka. Czuć tam nieświeży zapach a przy podłodze unosi się lekka mgiełka.

- Chcę ciebie! - rozlega się męski głos.

- Co do cholery… - sam pyta siebie.

Postanawia wycofać się z pomieszczenia, odwraca się na pięcie ale kiedy próbuje wyjść jego oczom ukazuje się sylwetka człowieka w czarnym uniformie. Uniform ten podobny jest do skafandra kosmonauty lub może staromodnego skafandra płetwonurka. Nie podobny do żadnego który do tej pory widział. Jest na pewno, gruby, duży i twardy, gdzieniegdzie poprzyczepiane są rurki. Głowę natomiast okrasa przejrzysty klosz, wydający się być wypełniony jakimś płynem. W środku wyraźnie widać głowę starca o długich, siwych włosach. Twarz ta wydaje się tkwić w statycznym grymasie a ruchome są tylko oczy. Jego ręce trzymają coś co wydaje się być naprężoną liną. Błyskawicznym ruchem oplata tę linę wokół szyi Svena i jednocześnie uderza go kolanem w brzuch. Sven nie morze oddychać ani się wyszarpnąć. Sven umiera.


* * *


Na oczy Anette docierają pierwsze promienie słońca, budzi się. Wstaje, boli ją głowa.

- Co za kac… - mówi do siebie.

Podchodzi do komputera, sprawdza wiadomości. Jest wiadomość od Svena. Brzmi ona tak:

„Dziękuję za wspaniale spędzony wieczór, było rewelacyjnie. Niestety pilnie muszę wyjechać i nie będziemy mogli tego powtórzyć. Podlewaj te kwiatki! Aha i koło domu okociła się kotka!!! Pomyśl też o tym! Pa :*”

A ptaki tego poranka milczały.